środa, 31 stycznia 2018

Rozdział 1- Emi

Otworzyłam oczy. Spojrzałam niepewnie w stronę okna i już wiedziałam, że otwarcie oczu nie miało żadnego sensu. Przez zasłonięte firany dostrzegłam odbijające się od szyby krople deszczu. Były takie duże, pełne, intensywne. Przerażały mnie, jednak nie tak bardzo jak huczący na dworze wiatr. Słyszałam jak stukał i pukał i szumiał. On wył. Na górze ktoś skakał. Słyszałam jak odpieczętowuje kształt pięt i mocno wciska je w podłogę. Słyszałam tylko to, tak jakby ten ktoś nie mówił nic, nie krzyczał, tylko chodził. Tam i z powrotem. I znowu te kroki. Nieważne- stwierdziłam. Każdy ma swoje życie. Uznałam to za głupotę. Pewnie tak mnie to drażniło przez wiatr i deszcz. Wiatr zawsze wzbudzał we mnie niepokój, deszcz podobnie. Kiedy coś cię niepokoi, coś innego też i nagle straszą cię naraz jest gorzej. Niby nic, ale strach. Podniosłam się przechodząc z pozycji leżącej na siedzącą. Zdałam sobie sprawę z tego, że jakby nie było przerażająco i tak muszę wyjść z domu. W pierwszej kolejności wygrzebałam z szafy typową, czarną sukienkę. Z bieliźniarki wyciągnęłam rajstopy. A właściwie jedną nogawkę. Druga wyślizgnęła się na wskutek oddalenia od pierwszej. Za każdym razem kiedy ubierałam rajstopy doznawałam zachwytu i niedowierzania, że nie ma na nich żadnej wolnej przestrzeni pozwalającej dogodnie oddychać mojej skórze na nogach. Nie ma dziur! Szybko przeciągnęłam po twarzy krem upiększający. Rzęsy wzmocniłam wizualnie tuszem, a policzki różem. Strzepałam z sukienki wykańczający mój makijaż transparentny puder i byłam w pełnej gotowości by wyjść. Przekręciłam zamek w drzwiach zerkając znów w stronę okna. Minę miałam beznadziejną, szarą i jedyny kolor jaki się na niej przejawiał to róż na policzkach. Zrezygnowana wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i zaczęłam schodzić schodami w dół. Nie zeszłam poniżej pięciu stopni jak usłyszałam, że na górze ktoś znowu biega. Usłyszałam też piskliwy krzyk, dość niegroźny, jednak nieprzyjemny dla ucha. Postanowiłam zejść na dół i nie być jak wszyscy inni ludzie- ciekawscy i wchodzący z buciorami w czyjeś życie. Zdarzają się i kłótnie, pomyślałam. Przecież każdy ma prawo czasem sobie pokrzyczeć i pobiegać. Sama siebie oszukiwałam z tym "czasem", ale wydawało mi się,  że jestem po prostu ciekawska. 

Mieszkałam tam od niedawna, zaledwie kilka tygodni. Nie znałam sąsiadów, jedynie z widzenia. Kilka razy w ciągu dnia (bardziej aktywnego) mijałam się z ludźmi z różnych pięter wymieniając z nimi uśmiech, "dzień dobry", czy też "dobranoc". Zdarzyło mi się porozmawiać, często nawet to oni rozpoczynali rozmowę- " Wieje dziś, prawda? Zimno, ale choroby rozwieje to dobrze". Różni ludzie mieli różne teorie, a ja chciałam być miła więc uśmiechałam się i najczęściej ciągnęłam krótką konwersację dotyczącą pogody. Może to oni skłonili mnie do takich porannych refleksji o wietrze i deszczu? 

Deszcz kapał mi na głowę, ale nie dałam się i założyłam kaptur. Podciągnęłam opadające rajstopy i naciągnęłam sukienkę. Włosy jak włosy. Szłam ulicą jak zadzwonił mój telefon. To była Emi. Kolejny raz musiałam słuchać o jej rozterkach. Z charakteru byłam twarda, więc nie do końca chciałam słuchać jej płaczu, gdyż po prostu nie rozumiałam jej. Nie rozumiałam jak można cierpieć przez drugą osobę. Trzeba radzić sobie samemu, liczyć na siebie i dawać radę. Najlepiej wszystko zrobić samemu, tylko wtedy można mieć pewność, że będzie tak jak tego chcemy. Ale znałam  ją nie od wczoraj i nie umiałam jej powiedzieć, że nie chcę o tym słuchać. Była moją przyjaciółką, a przyjaciółki tak nie postępują- więc słuchałam jej. Słyszałam tę historię wiele razy. Za każdym razem opowiadała ją z takim samym żalem i pretensją. Chciałam jej pomóc, ale nie umiałam. Mogłam tylko być. Albo aż być. Postanowiłam, że do niej pojadę, kupię coś dobrego i jakoś jej przejdzie. Miałam zupełnie inne plany na ten dzień, ale to Emi. Więc z racji tego, że mieszkałam kawałek od niej wróciłam się do domu po kluczyki i pojechałam samochodem. W drodze do niej dostawałam cały czas nowe informacje o jej sytuacji. Najdziwniejsze i zarazem najtrudniejsze dla mnie było to, że w tym samym czasie osoba przez którą cierpiała Emi też chciała mojej pomocy. Może dlatego tak męczyła mnie ta sytuacja? Emi nie mogła się dowiedzieć o wszystkim, a bardzo chciałam jej powiedzieć. To mnie przerastało. Czułam dreszcze i niepewność. Stanęłam przed jej drzwiami i odczytałam kolejne wiadomości. Tak bardzo nie chciałam być w tym miejscu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 2- Nieporozumienie

Emi zrobiła moją ulubioną herbatę- zielona z pigwą. Sypana. Nienawidziłam tych pływających w całym kubku liści, ale dla tego smaku mogłam to...